Losowe foto

ulti Clocks

MiniCalendar

marca 2024
npwścps
12
3456789
10111213141516
17181920212223
24252627282930
31

Aktualności


Dzisiaj jest: Czwartek
28 Marca 2024
Imieniny obchodzą
Aniela, Antoni, Jan, Krzesisław,
Sykstus

Do końca roku zostało 279 dni.
Zodiak: Baran

Vinaora Visitors Counter

mod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_counter
mod_vvisit_counterToday127
mod_vvisit_counterYesterday33
mod_vvisit_counterThis week275
mod_vvisit_counterLast week549
mod_vvisit_counterThis month1775
mod_vvisit_counterLast month1964
mod_vvisit_counterAll days247314

Online (20 minutes ago): 1
Your IP: 3.80.129.195
,
Today: Mar 28, 2024

SP Simple Map

HF activity

Click to open HRDLOG.net

Goście on line

Naszą witrynę przegląda teraz 1 gość 

Solar Terrestrial Data


Solar Terrestrial Data Module created by
PA4RM

Linki The Dx Zone

Rate this site
The DXZone.com

(with 10 = top)


Designed by:
SiteGround web hosting Joomla Templates

wspomnienia PDF Drukuj Email
Wpisany przez Administrator   
wtorek, 26 lutego 2013 13:45


 

Co zostało zapamiętane przez radioamatora, czyli wspomnienia  Stanisława SP7CXV

 

Do napisania wspomnień namówił mnie Ryszard SP4BBU który wydał książkę  "Wywołanie ogólne "właśnie ze wspomnieniami  krótkofalowców z czasów przed i po wojennych aby ocalić od zapomnienia te ciekawe pionierskie czasy gdy radio i wszystko z tym związane było w powijakach.

 

W książce "Wywołanie ogólne" moje wspomnienia strona 273 są znacznie skrócone ze względu na miejsce  co jest zupełnie zrozumiałe tutaj są w całości . Życzę przyjemnej lektury.

 smeter           CWKEY dx


                     Pojawiłem się na świecie w miejscowości Koszary pow. Iłża woj. kieleckie niedługo po zakończeniu II wojny światowej.
Wioska położona jest na skraju puszczy Iłżeckiej. Opowiadano mi, że na tych terenach w czasie kampanii wrześniowej 1939 roku po bitwie o Iłżę zostały zdemobilizowane dwie Dywizje Piechoty wraz całym sprzętem. Kable telefoniczne, różne skrzynie, broń i amunicja znalazły się w posiadaniu mieszkańców.

sp7cxv jpgW czasie okupacji niemieckiej pod koniec wojny, podczas przygotowań oddziałów AK do akcji „Burza”, w odległości 1.5 km został rozbity oddział partyzancki, który w swoim składzie miał drużynę łączności aparaty telefoniczne oraz zrzutowe radiostacje na baterie. W czasie obławy były wykorzystane, ale krótko, po czym zostały ukryte. Część znaleźli Niemcy, ale część nie wpadła w ich ręce. Partyzanci ponieśli straty, wielu zginęło, w tym mieszkaniec mojej wioski.W okresie międzywojennym następowała odbudowa zagród chłopskich po stratach po I wojnie światowej. Wybudowano również szkołę powszechną w sąsiedniej miejscowości Błaziny, do której trzeba było chodzić pieszo ponad 2 km przez pola i błoto, a w zimą przez 2-wu metrowe zaspy.Ja również uczęszczałem do tej fajnej, jak na tamte czasy, szkoły, gdzie nauczyciele byli surowi, ale szlachetni i sprawiedliwi. Historii uczył mnie były partyzant.Dość znaczny wpływ na moje zainteresowanie radiem miał Leśniczy który po odzyskaniu niepodległości w latach międzywojennych powrócił z Ameryki jak się wtedy mówiło,gdzie był leśnikiem.

Nadzorował lasy koło mojej miejscowości. Jak na światowego człowieka przystało jeszcze przed II wojną posiadał radio kryształkowe, czego miejscowi mu zazdrościli albo uważali za dziwactwo i że może przynieść jakieś nieszczęście. Po wojnie leśniczy kupił radio lampowe, o ile pamiętam Philipsa z okiem magicznym. Było to radio sieciowe, jako że miejscowość została zelektryfikowana w1948 r. przez hufce Służba Polsce, dzięki protekcji ówczesnego wojewody kieleckiego, który pochodził z sąsiedniej wioski Jasieniec Iłżecki, gdzie stacjonowały hufce SP.

Otóż leśniczy bardzo często potrzebował do prac polowych i innych rąk do pracy, Wiedząc o tym radiu od kolegów, koniecznie chciałem je zobaczyć. Poprosiłem ojca, że jak będzie możliwość i leśniczy będzie potrzebował kogoś do pomocy, to ja chętnie pójdę. Któregoś dnia pracowaliśmy z kolegą przy układaniu porąbanego drzewa. Kiedy zapadł zmierzch i leśniczy kazał nam iść do domu, namówiłem kolegę, żeby pójść pod okno i zobaczyć to radio. Postaliśmy chwilę, kolega powiedział, że radio go nie interesuje (kolega został potem elektrykiem razem wiele kombinowaliśmy z elektrycznością) i poszedł. Zostałem sam, czekałem ponad godzinę i doczekałem się. Włączono radio, zielona poświata oka magicznego fantazja i ten głos inny niż się powszechnie słyszało. A potem czar prysł. Stałem na jakiejś belce, bo byłem mały, a okno było wysoko, belka się obsunęła, zrobił się rumor. Przybiegł leśniczy z latarką i wziął mnie za złodzieja. W wielkim strachu powiedziałem, że tylko chciałem zobaczyć radio, leśniczy wysłuchał i zapytał, czemu nie poprosiłem go, żeby mi pokazał. No cóż nieśmiałość wiejskiego chłopca. Leśniczy był zacnym człowiekiem, wziął mnie na chwilę do pokoju, radio pokazał i powiedział, że jak kiedyś zechcę, to mogę przyjść i radia posłuchać.Od tego dnia często przychodziłem mu coś pomóc i słuchałem radia dawał mi pokręcić gałką. Miałem wtedy około 7-8 lat. W niedługim czasie zainstalowali w całej wiosce sieć radiowęzłową , taka kablówka z jednym programem, ludzie to nazwali „kołchoźnikami”,Wisiało na ścianie takie pudełko tekturowe z otworkami, pokrętłem do pogłaśniania. Oglądałem pudełko w środku, ale nie wzbudziło to we mnie większego zainteresowania. Razem z kolegą, o którym wspomniałem, robiliśmy różne eksperymenty z tą siecią radiowęzłową : podłączaliśmy żarówki, które mrugały jak teraz w dyskotece, nawijaliśmy druty nawojowe wyciągnięte z cewek liczników elektrycznych na gwoździe stalowe zgięte w kształcie litery „U” co imitowało elektromagnes i po zbliżeniu do pokrywki od garnka grało, co nas bardzo cieszyło. Takie głośniki własnej roboty podłączaliśmy do domów kolegom, których nie było stać na legalne instalacje, oczywiście te nielegalne przyłącza były wykrywane przez konserwatorów ,zbytnio obciążały sieci. Ojcowie mieli kłopoty, bo sprawcy tych przyłączy byli znani w całej wiosce jako spece od radia . Przyłącza były wykonywane za pomocą kabli telefonicznych tzw. Ptefki, które zostały po wojsku z września 1939 r. Świetne kable. Tyle tego było, że mieszkańcy, którzy nie mieli w zagrodzie światła to na noc za pomocą tyczki zaczepiali te druty zakończone zgiętym gwoździem na druty trakcyjne 220v i tak jedną żarówką oświetlali chatę. No cóż nie znali zasad BHP i się nie bali.

W latach 50-tych ojciec kolegi kupił jakieś niemieckie radio i razem z ojcem chodziłem wieczorami słuchać tego radia. Problem był taki, że do słuchania było sporo chętnych, przeważnie mężczyzn, okna były zasłonięte kocami, a radio bardzo cicho nastawione żeby na zewnątrz nic nie było słychać. Słuchano nie polskich rozgłośni, ale Londynu, Wolnej Europy, Madrytu, Tirany itp. Czyli rozgłośni zakazanych. Radiostacje te były silnie zakłócane. Mimo to ludzie godzinami słuchali wiadomości zza żelaznej kurtyny.

W 1952 r. poszedłem do szkoły, tam były tylko kołchoźniki. Radio miał kierownik, kiedyś mi je pokazał, bo podchodziłem pod jego drzwi żeby zobaczyć co tak gra. Miał piękną nową Teslę - cacko. Gdy byłem w szóstej klasie, w Iłży zobaczyłem broszurkę: jak zbudować radio detektorowe. Całymi dniami to oglądałem, ale nie wiedziałem skąd wziąć kondensator, z czego zrobić cewkę, skąd słuchawki, same problemy.Z pomocą przyszedł dalszy sąsiad który przychodził do mojego taty. Powiedział, że ma jakieś części radiowe, które znalazł w lesie po partyzantach. Jak się później dowiedziałem, to była ta radiostacja, której Niemcy nie zabrali po bitwie . Jeszcze w ten sam wieczór poszedłem po te skarby. Jak pamiętam, była to nieco zgnieciona jakaś radiostacja.Została rozebrana. Bardzo długo miałem z niej gałkę, na której były numery. Miałem ją jak talizman i gdzieś w latach 70-tych zagubiła się podczas przeprowadzki lub ktoś ją Stanisław lat 10 w mojej wiosce"sprywatyzował "Ale  słuchawki były, niekompletne, bo jednej brakowało, ale to już było coś.

Aby radio działało potrzebna jest antena, czyli sporo drutu. W zdobyciu tego pomogły nam budowane niedaleko od naszej miejscowości w środku pięknego lasu, Zakład Wzbogacania Piasków Żelazistych w Zębcu. Po wycince drzew pniaki wysadzano amonitem skalnym używając zapalników elektrycznych. Po takich wybuchach zostawało mnóstwo drutu, w igielicie drut był stalowy i cienki, coś jak krosówka telefoniczna. Świetnie nadawał się na cewki i oczywiście po związaniu i skręceniu kilku na antenę. Radio zacząłem montować na desce drewnianej cewka miała coś około 8-miu cm średnicy, kondensatory wymontowane z partyzanckiej radiostacji, ale brak detektora uniemożliwiał jakiekolwiek próby. Po wielu staraniach leśniczy podarował mi kryształek galeny, ale bez obudowy, jakoś udało się to zamocować (kryształek ze szpilką krawiecką) do deski i najważniejszy moment: wszystko skręcone bez lutowania. Podłączenie anteny , uziemienia i nasłuch a tu cisza , słuchawka sprawdzona w sieci radiowęzłowej- dobra, więc gdzie błąd? Ktoś starszy poradził, że trzeba tą szpilką w krysztale poruszać i jeeest efekt: coś w słuchawce zaczęło być słyszalne, ale bardzo słabo, nie było możliwości dostrojenia, bo brak było kondensatora zmiennego. Dopiero próby z większą ilością różnych cewek dały efekt.

Słychać program pierwszy Polskiego Radia. Wśród kolegów rozeszło się, że zrobiłem radio. Koledzy obejrzeli posłuchali i stwierdzili, że to niby działa, ale po co to komu jak są głośniki radiowęzłowe i słychać głośno bez słuchawek

O mojej konstrukcji radiowej dowiedział się nauczyciel. Uczył nas geografii, fizyki i prac ręcznych kazał przynieść radio do szkoły. Bardzo mnie pochwalił i zachęcił do dalszych prac, większego zainteresowania nie było oprócz kolegi z mojej wioski, który bardzo skutecznie mi pomagał w konstrukcjach i stawianiu i montowaniu anten.W niedługim czasie w moim domu zostało zakupione nowe radio oczywiście mnie zabrano na zakup, chyba jako eksperta. W Iłży był maleńki sklep gdzie razem z piłami, łopatami itp. sprzedawano odbiorniki radiowe. Wybór był taki: albo „pionier” albo „mazur”. Wybrany został „mazur”, był większy i chyba trochę lepiej odbierał. W domu czekała już antena mojej konstrukcji i moje bardzo solidne uziemienie, które w oryginale służyło do mojego radia kryształkowego. Nie opiszę jaka była moja radość. Wszystko w domu robiłem z wdzięczności, bez oporów, bo było moje wymarzone radio . Wieczorami mój tata z sąsiadami słuchali „Wolnej Europy” i ciągle narzekali na jakość, że zakłócają itd. A zakłócenia były rzeczywiście bardzo silne. Zauważyłem, że jak antena była wysoko, to zakłócenia były jeszcze silniejsze, kiedyś zauważyłem jak antena była opuszczona, bo się zerwała, że zakłócenia wyraźnie osłabły. Z kolegą przedłużyliśmy antenę dwukrotnie, miała gdzieś około 100 m a rozwieszona była wzdłuż płotów, a te były wtedy drewniane. Wioska położona jest wzdłuż osi wschód zachód tak, że była wtedy na właściwym kierunku. Oczywiście my z kolegą nic o tym wtedy nie wiedzieliśmy, z czasem antena została jeszcze przedłużona peteefką z 1939r do 200 m odbiór był wspaniały, a mama miała więcej sprzątania bo radiosłuchaczy zakazanego radia wyraźnie przybyło. A my wraz z kolegą Mietkiem zrobiliśmy „bewerage” na „Wolną Europę” nic o tym nie wiedząc. Moja konstrukcja była modernizowana, ale ze względu na wielkość i brak dobrego detektora była bardzo niemobilna, po każdym przenoszeniu coś trzeba było poprawiać. Ponieważ letnim zajęciem moim i kolegów było wypasanie bydła w pobliskich lasach, a każdy pasł swoje, to była spora grupa i słuchanie detektora w lesie było sporą atrakcją, ale niestety moja konstrukcja była zbyt niewygodna ze względu na gabaryty i awaryjność. Coś trzeba było zrobić.
Pod koniec lat 50-tych mój starszy brat zabrał mnie do Łodzi tak na parę dni, żeby pooglądać sobie duże miasto. Brat z żoną szli do Białka ja z Guciempracy a ja chodziłem po mieście i oglądałem sklepy ze sprzętem radiowym. Były już telewizory. Jeden już wcześniej widziałem w świetlicy przy zakładzie górniczym w Zębcu, chodziliśmy tam 4 km przez las pieszo w zimę. Chodząc tak po ul. Piotrkowskiej na jednej z bocznych uliczek spotkałem zakład gdzie siedział gość i robił coś przy rozebranych odbiornikach radiowych, z duszą na ramieniu postanowiłem tam wejść. Pan okazał się bardzo sympatycznym człowiekiem i gdy mu opowiedziałem dlaczego wszedłem, że jestem aż z kieleckiego i jakie mam problemy z moim detektorem, powiedział żeby przyjść następnego dnia . W dniu następnym znów bardzo sympatycznie mnie przyjął, podarował mi dwie cewki z rdzeniami do strojenia parę płaskich kondensatorów i diodę szklaną z obu końców miała metalowe zakończenia i narysował, jak to połączyć, żeby powstało radio detektorowe, chciałem mu coś płacić, ale zdecydowanie odmówił i powiedział że jak będę jeszcze u brata to on chętnie posłucha czy radio z jego elementów dobrze działa. Elementy a szczególnie dioda zostały owinięte watą schowane do pudełek . Po powrocie do domu natychmiast podjąłem próby, wymiana kryształka na diodę: rewelacja siła głosu fantastyczna , po zmontowaniu elementów, które przywiozłem z Łodzi i dostrojeniu rdzeniem cewki odbiór Warszawy był znakomity całe radio zmieściło się w mydelniczce miało wyprowadzone antenę uziemienie i słuchawki (miałem już dwie bo brat kupił mi gdzieś na bazarach) było to radio w pełni mobilne bo nie wymagało żadnych regulacji.
Kiedy słuchaliśmy teraz tego radia w lesie podczas pilnowania krów, pojawił się pewien problem. Otóż krowy nie stoją w miejscu, w ciągu paru godzin maszerują parę kilometrów i trzeba za nim iść, a zatem zdejmować antenę i uziemienie . Aby poprawić komfort słuchania zrobiłyśmy kilka punktów odbioru uziomy z prętów zbrojeniowych, które znajdowaliśmy na budowie a anteny albo z drutu po wysadzaniu pniaków na budowie. Będąc jeszcze nie tak dawno w tych lasach znalazłem te pręty „uziomy”, które nam służyły.

Po skończeniu szkoły podstawowej, bardzo chciałem iść do szkoły radiowej, ale to nie było takie proste, technika i szkoły zasadnicze były tylko w Warszawie, Krakowie, Gdańsku,   Dzierżoniowie, w kieleckim nie było, więc znalazłem się w technikum mechanicznym w Starachowicach przy fabryce samochodów ciężarowych STAR w klasie o specjalności obróbka skrawaniem. Zaletą mojej edukacji w Starachowicach było to, że szkole był radiowęzeł, którym zajmowaliśmy się z kolegą, on też zaprowadził mnie do klubu LPŻ (Liga Przyjaciół Żołnierza), potem przemianowane na LOK. Tam spotkałem się z krótkofalarstwem w pełnym znaczeniu. Wcześniej będąc w podstawówce razem z moim kolegą najpierw u niego na jego radiu, a potem u mnie, słyszeliśmy znaki nadawane alfabetem Morse`a i nawet uczyliśmy się je odbierać a nadawaliśmy kluczem zrobionym na desce przez łączenie wejścia adapterowego (gramofonowego} z końcówką głośnika. Było to o tyle niewygodne, że nie było regulacji siły głosu tak, że mogliśmy trenować tylko pod nieobecność domowników, bo pisk był ogromny. W każdym razie nasza znajomość telegrafii była taka, że w zupełności by teraz wystarczyła do zdania egzaminu na 1-szą kategorię.
Ja teraz dziwię się, że młodzi ludzie tak niechętnie podchodzą do telegrafii uważając ją za przeżytek, a właśnie w telegrafii jest cały sens i fantazja pracy na amatorskiej radiostacji, pewien urok i tajemniczość tej emisji , przeszkoliłem wielu krótkofalowców, ale nigdy nie widziałem takiego zapału jaki mieliśmy my z kolegą Mieciem, chłopcy z zapadłej kieleckiej wsi, a może my w tej telegrafii widzieliśmy wielki świat, do którego nie mieliśmy dostępu poza naszymi opłotkami? A teraz cały świat jest dostępny dla młodzieży na wyciągnięcie ręki.
Ale wracajmy do mojej przygody z radiem. W tym LPZ-cie był klub radiowców, przychodzili panowie nadawali generatorem akustycznym, znaki morsea odbierali tak dla treningu, były prowadzone jakieś kursy, ale chyba dla przedpoborowych, a potem byli wcielani do wojsk łączności .Gdzieś na początku lat 60-tych LPŻ zamieniono na LOK Liga Obrony Kraju klub otrzymał licencję i znak SP7KAL. Wszystko było mniej tajemnicze, można było posłuchać jak pracują na radiostacji tylko wyznaczeni ludzie i prawie wyłącznie na CW , ktoś, chyba kierownik, dostał znak indywidualny, o ile wiem nigdy się nie uaktywnił. Czasu na zajmowanie się radiem było mało, dojeżdżałem do szkoły codziennie z domu 2km pieszo do „ciuchci”(kolej wąskotorowa) 1,5 godziny jazda i dojście do technikum 3 km z domu wychodziłem o godz. 4,30 w szkole byłem na 8-mą, po zajęciach tak samo, a jeszcze dochodziły zajęcia praktyczne w warsztatach. Ale radio było silniejsze, wpadaliśmy do LOK-u kiedy tylko było to możliwe.

W czasie mojej edukacji w technikum mechanicznym w szkole kupiono przenośne radio lampowe „szarotka”, za niewielką opłatą można było to radio wypożyczyć na niedzielę do domu, proszę sobie wyobrazić chłopca w mundurku szkolnym z radiem w ręce jak paraduje po wiosce. Zaciekawienie było ogromne, bo tam nikt radia przenośnego bez anteny i przyłączonego do prądu nie widział. „Szarotka odbierała fantastycznie, szczególnie po dołączeniu anteny zewnętrznej. Wtedy zacząłem kupować” Radioamatora”, w którym było wiele ciekawych artykułów o radiu i krótkofalarstwie, nastąpiło jakieś ożywienie , widocznie ktoś zrozumiał, że radio o musi wyjść z wojska i dotrzeć do szerszego grona entuzjastów. W którymś numerze Radioamatora znalazłem schemat konwertera z fal średnich na pasmo amatorskie 3,7 Mhz na lampie ECH 21 , problem był z elementami, ale już nie taki jak 5 –lat temu, powstały sklepy ZURT, w których można było coś kupić oczywiście po znajomości, bo tak części radiowe służyły tylko do napraw, w dużych miastach można było kupić łatwiej, ale jak tam pojechać? To już była wyprawa, a jaki koszt , zresztą tak jest do dziś. W Starachowicach praktycznie nie ma nic, bo po co sprowadzać jakieś nietypowe mikroprocesory, jak i tak nikt ich nie kupi. Lampę kupiłem, pozostałe elementy jakoś zebrałem przy pomocy kolegów z klasy. W międzyczasie nauczyłem się lutować taką lutownicą grzaną na ognisku. Wprawy przy lutowaniu nabraliśmy z Mieciem, kiedy robiliśmy zestawy choinkowe szeregowo10 żaróweczek do latarek 3,5v plus żarówka 25W w szereg i zestaw gotowy , sklepowy dziwił się po co komu tyle żarówek, ale jak sam dostał zestaw, był zadowolony. Konwerter został zmontowany, ale z duszą na ramieniu. To trzeba było podłączyć do radia, a gdyby się uszkodził, to jak to wytłumaczyć ojcu? Ale siła, aby to sprawdzić, była większa od strachu. Pod nieobecność domowników rozkręciłem radio, miałem woltomierz pożyczony z pracowni szkolnej, znalazłem napięcia żarzenia anodowe masę i wyprowadziłem to na zewnątrz , teraz mogłem łatwiej eksperymentować .Pierwsze próby z konwerterem były nieudane, to wszystko było nie ekranowane, brak możliwości sprawdzenia częstotliwości, tak że słychać było stacje średniofalowe tylko nieco ciszej, jednak dalsze prace sprawdzenie montażu dały efekt i pojawiły się stacje amatorskie. Pamiętam znak pana Emila SP2CC, u którego po latach byłem gościem a po wielu wielu latach spotkałem się osobiście z jego wnukiem  dyplom SPDXCRyśkiem K!CC na zjeździe SPDXC w 2010r w Ustroniu Śl
Pod koniec szkoły zapisałem się na kurs radiomechaników do LOK-u, była możliwość, bo zajęcia były po południu. Tata dał fundusze, ten kurs bardzo mi potem pomógł, w przerwach słuchałem pracy na radiostacji i mogłem posłuchać na profesjonalnym radiu „Lambda”. Po skończeniu szkoły poznałem przypadkowo będąc u koleżanki pewnego pana, który był jej wujkiem , po rozmowie z nim okazało się, że jest kierownikiem ZURiT-u w Kielcach. Spytał czy bym nie spróbował u niego pracować, wsparty kursem radiomechaników zacząłem staż w SOT 30 ( stacja obsługi telewizyjnej) były do napraw tylko telewizory , dla mnie całkowita nowość, choć nie całkiem. W czasie kiedy chodziłem do technikum, namówiłem męża mojej starszej siostry, aby razem ze mną kupił telewizor „neptun” 14-to calowy pierwszy telewizor w okolicy, nawet w szkole jeszcze długo nie było. Były z tym problemy, bo wieczorem mieszkanie zamieniało się w świetlicę. Przychodziło średnio około 20-tu osób. Program zaczynał się o godz. 18-tej.. Z początku odbieraliśmy z przekaźnika na Świętym Krzyżu na 1 kanale, był tam normalny telewizor, który na dobrej antenie odbierał program z Katowic lub Warszawy, który lepiej w danym dniu odbierał i był retransmitowany przez nadajnik o mocy 100 watt, zresztą amatorskiej konstrukcji tak wynika z relacji kolegi Józefa SP7AAU, który tam wtedy urzędował. Do odbioru u mnie w wiosce była potrzebna porządna antena została zrobiona z prętów miedzianych jako 3 elementowa yagi, wyglądało to monstrualnie jak na tamte czasy, mimo że pręty były z trakcji i były dość sztywne były z tym kłopoty, antena wyglądała jak teraz 3 elementy na 14,21,28 Mhz. W Kielcach z początku moim opiekunem był pan Tadeusz, świetny fachowiec pracował przy radiofonizacji kraju oni to uruchamiali te radiowęzły gminne zwane kołchoźnikami, wiele mi o tym opowiadał z wielką swadą widać, że był entuzjastą radia i telewizji. Szybko musiałem załapać skoro już po 2-ch miesiącach chodziłem na naprawy domowe jeździłem samochodem z kierowcą po całym powiecie kieleckim i nie tylko, ale na delegacje, gdzie były sklepy ZURT.
Bardzo mile wspominam te czasy. Zrobiono ze mnie radiotechnika, spotkałem wspaniałych krótkofalowców Jurka SP7HF, który był z-cą kierownika na wieczornej zmianie , spotkałem Andrzeja SP7ASZ, który pożyczał mi klucz, abym mógł trochę potrenować CW, bo wybierałem się na kurs na licencję do SP7KAK.
ja w wojsku na samochodzieNiestety wojsko upomniało się o mnie przy pomocy właśnie Jurka SP7HF udało mi się zmienić przydział. Chciano mnie wcielić do jednostek samochodowych, bo takie miałem wykształcenie, ale jego osobiste wstawiennictwo spowodowało, że odroczono mnie na pół roku i jak była możliwość jesienią 1965 r trafiłem do ośrodka szkolenia wojsk łączności lotniczej w Nowym Dworze Mazowieckim . Lepiej nie można było trafić, coś dla mnie. Oficer, nauczyciel telegrafii poznał, że znam trochę CW , więc po południu na naukę własną zostawiał mnie z całą zgrają i ja im nadawałem. Miałem przez to chody i nikt nigdy mi nie dokuczał, żadnych „kibli”, korytarza czyścić szczotką od butów w „kółka” nie kazał. Niedługo po przysiędze zorganizowano zawody, kto szybciej zestroi radiostację R-118 i nada trzy grupy tekstu nagrodą. Był urlop na święta , udało się i święta spędziłem w rodzinnym gronie. Po ukończeniu kursu koledzy wyjechali do „bojówek” czyli innych jednostek przeważnie na lotniska, a ja zostałem na kompani kadrowej jako instruktor na radiostacji R-118 . Tam był zupełny luz, ale gdzieś w połowie kursu zostałem wezwany do sztabu. Tam powiedziano mi, że przenoszą mnie do Warszawy na Okęcie i wraz z kolegą specjalistą od central znaleźliśmy się na lotnisku, ja zostałem d-cą radiostacji a kolega pracował na centrali. Znów pełny luz, żołnierze mieli stałe przepustki, kiedy mieli wolne mogli wychodzić gdzie chcą. W niedługim czasie został dokooptowany do załogi kolega z Kielc, którego znałem przelotnie, był to Janusz SP7BDX. Szkoda, że później odszedł od naszego hobby, bo był świetnym radiotelegrafistą i fajnym kolegą, on praktycznie nauczył mnie wszystkiego o krótkofalarstwie.
W czasie mojej służby na Okęciu był jakiś wypadek koło lotniska w Szczecinie i jeden z naszych samolotów się rozbił (jak pamiętam przymusowo lądował załoga wyszła cało) co z niego zostało przywieźli do nas i co się dało wymontowali między innymi radioodbiornik US-9 (rosyjski odpowiednik BC-348 produkowany w ZSRR na podstawie umowie o pomocy technicznej w czasie II wojny). Radio to miało taki mankament, że było zdalnie sterowane za pomocą silniczków krzywek i t p, czyli nie miało płyty czołowej ani gałki do strojenia. W takim stanie było nie użyteczne , udało mi się go zdobyć , sierżant który mi to dał zapowiedział, że jak mnie ktoś z tym złapie to mam powiedzieć, że sam go zabrałem. Radio było sprawne, sprawdziliśmy go w jednostce, ale nie przerabiałem go, bo nie było tam możliwości, trzeba to było zawieźć do domu. Miałem już odbiornik, trzeba było zrobić jakiś nadajnik. Dostałem od tego samego sierżanta jakąś obudowę od radionamiernika, na lotnisku cywilnym zdobyłem kawałki blachy aluminiowej , podstawkę do lampy GU-50 zdobyłem jak zaprowadziłem moją radiostacje do przeglądu do Modlina. Tam poprosiłem pracownika cywilnego, jak zdawałem sprzęt i opisywałem usterki, czy by mi tego nie załatwił, bo po wojsku chciałem zostać krótkofalowcem. Przy odbiorze mojej radiostacji mnie nie było tylko mój d-ca plutonu, porządny frontowy kapitan. ( ja byłem na urlopie) Pan spytał czemu mnie nie ma i dał zawiniętą w papier lampę z podstawką kapitanowi, żeby mi przekazał. Po przyjeździe z urlopu, kapitan przyszedł na radiostacje i w wielkiej tajemnicy dał mi pakunek, zapytał po co mi lampa i podstawka. Kiedy powiedziałem, że po wyjściu z wojska chcę zostać krótkofalowcem, uśmiechnął się i spytał czy tu nie mamy dość” titania”i wyszedł. Kapitan był wspaniałym łącznościowcem, ale nie entuzjastą .Jeszcze będąc w wojsku dostałem mały kondensator zmienny tzw .trymer od pana Węglewskiego SP5WW i wskazówki jak zrobić nadajnik. W ogóle kiedyś w przeszłości całe budowanie urządzeń nadawczych było trudne ze względu na brak elementów, które są nietypowe w radiotechnice. Kiedyś miałem problemy z zakłóceniami TV i chciałem zrobić symetryzator na ferrycie z materiału F-81 ale gdzie to kupić , podczas łączności kolega Ryszard SP2IW jak dobrze pamiętam zaoferował mi taki rdzeń bez żadnej zapłaty, symetryzator przy antenie pracuje do dziś wspaniale .
Ale do rzeczy. Całość skompletowanych części na nadajnik wraz z odbiornikiem udało mi się przewieść do domu. Reasumując, cały pobyt w wojsku oceniam jako bardzo ciekawy. Będąc w Nowym Dworze Mazowieckim przez pół roku oprócz telegrafii uczyłem się bardzo intensywnie radiotechniki, która stała się moim zawodem, nabrałem doświadczenia życiowego byłem instruktorem potem d-cą radiostacji, która miała łączność z samolotami które woziły ówczesnych VIP-ów, za mojej służby razem z kolegami utrzymywaliśmy łączność z samolotem, który wiózł polską delegację żołnierską w ramach ONZ do Korei pamiętam, że najlepsza słyszalność była jak lądował w Moskwie i potem w Korei było trochę kłopotów z łącznością, ciągle ze sztabu dzwonili, czy już mamy łączność. Jaka była ulga, kiedy wylądował(samolotem tym leciał prawdopodobnie R. Kukliński, ale tego dowiedziałem się po latach).
Dlatego nigdy się nie zgadzałem z twierdzeniem, że pobyt w wojsku to czas stracony. Dla mnie był to czas, który bardzo mile wspominam. Ale dobre czasy się skończyły trzeba było zacząć być cywilem. Do Kielc nie powróciłem, w Starachowicach rozbudowali ZURiT i tu zostałem zatrudniony jako radiotechnik na tzw. pogotowiu telewizyjnym. W czasie mojego pobytu w wojsku ogromnie wzrosła liczba telewizorów, stały się tańsze tak, że trafiły pod strzechy dosłownie, a psuły się okropnie. Jakość elementów była byle jaka, kondensatory papierowe zalewane masą nazywane „kartoflakami”. Koszmar, dziennie trzeba było naprawić ponad 10 sztuk, zajęcie od rana do późnej nocy. Ale naprawa telewizorów to chleb a co z przyjemnościami?

Otóż zaraz po wyjściu z wojska zdałem egzamin w kieleckim LOK-u na licencję, którą dostałem dopiero prawie po roku czasu, nie to co ja w zurit lata 70-te-001teraz dziś egzamin a za dwa tygodnie licencja. Trzeba pamiętać, że jak ktoś by miał kogoś bliskiego za granicą albo kogoś z bliskiej rodziny o niepewnej przeszłości, to mógł nieszczęśnik licencji nie dostać w ogóle i bez jakichkolwiek wyjaśnień ze strony PIR (Państwowa Inspekcja Radiowa). W czasie oczekiwania na licencję dorobiłem do mojego radia płytę czołową skalę podłużną na linkę detektor na lampie ECC85 przestrajane BFO, przełącznik zakresów do końca był bez zatrzasku miał nietypowy skok ,radio było z pojedynczą przemianą częstotliwości pośrednią bodaj 500 kHz miało trochę mały zakres bo tylko do 18 Mhz, później rozciągnąłem to do 21Mhz, pracowało na lampach 6K7, rewelacja to nie była ale służyło mi przez wiele lat. Natomiast nadajnik był 4 pasmowy 80-40-20-15 m emisje CW i AM z regulowaną falą nośną na lampach ECC81 VFO i separator EF80 wzmacniacz powielacz 6P15P powielacz driver no i słynna GU50 jako wzmacniacz mocy gdzie w siatce drugiej była modulowana za pomocą lampy ECL82 która pracowała jako wzmacniacz mcz . i modulator. Zasilacz był osobny z transformatorem od telewizora „Wisła” prostownik był na pakietach selenowych często wysiadał i smród był okropny, stabilizator napięcia na rosyjskiej lampie SG3S, którą też było trudno dostać wszystko to połączone było wiązką kabli. Radiostacja była gotowa, sprawdzona i czekała na licencję, wreszcie jest wiadomość by pojechać po odbiór licencji.

Licencję odebrałem w pierwszych dniach listopada, znak SP7CXV moc doprowadzona do anody 50 Watt dokument wręczył mi dyr. Boliński człowiek który nie był krótkofalowcem, ale był wielkim sympatykiem krótkofalarstwa i jak mógł wspierał ruch radioamatorski. Pierwszą łączność przeprowadziłem dn.09.11.1968r o godz. 13.10 emisja AM z raportem 59. z kolegą   Kazikiem   SP7CKT ze Starachowic. Podczas mojego pobytu w wojsku w klubie SP7KAL był kurs i kilku kolegów otrzymało licencję, Kazik SP7CKT, Józek SP7CKU, Rysiek SP7CKW, oprócz Kazika sp7ckt pozostali dwaj koledzy pojawiają się na pasmach KF i UKF z różną intensywnością, Po tej pierwszej łączności w tym samym dniu odwiedzili mnie koledzy z pracy, żeby zobaczyć jak wygląda taka praca na amatorskiej radiostacji ,było bardzo ciasno, bo pokoik który wynajmowałem był bardzo mały i cała aparatura po wyjęciu z szafy ubraniowej stała na podłodze, ale udało mi się nawiązać łączność na CW ze stacją UB5KGB a następnie z kolegą Józkiem SP7CKU . Kolegom praca się podobała ale stwierdzili, że owszem wszystko to fajnie działa, ale interes żaden i szkoda czasu. Żaden z moich kolegów nie zaraził się bakcylem krótkofalarstwa, mimo że często rozmawialiśmy na te tematy, tak jak i mój serdeczny kolega z wioski Mieciu, który uczył się ze mną telegrafii, uruchamialiśmy wspólnie moje radiowe konstrukcje i anteny w wojsku był radiotelegrafistą, mimo moich nalegań, nigdy nie został krótkofalowcem. Zawsze mówił, że brak czasu i później to załatwi i tak do dziś. Przyjechał do mnie latem, jest już na emeryturze, pracował jako mistrz zmianowy elektryków w cementowni Sitkówka Nowiny k. Kielc. Dziwił się, że tyle lat ciągle zajmuję się konstrukcjami antenami, ale gdy go poprosiłem, czy by mi nie pomógł przy instalowaniu nowej anteny, natychmiast był gotów, spytał tylko kiedy, cały Mieciu.
Czas płynął zmieniłem stan cywilny, pojawiła się pierwsza córka, mój pokoik zrobił się bardzo ciasny, pomiędzy piecem a kredensem zainstalowałem małą półkę i tam zmieściłem moje urządzenia, tak, że mogłem częściej nadawać bez wyciągania z szafy całego majdanu. Żona nie jest entuzjastką radiołączności , ale z wielką wyrozumiałością podchodzi do mojej pasji i nigdy nie przeszkadza mi w moich poczynaniach związanych z krótkofalarstwem. tak Córki, które skończyły studia humanistyczne, w ogóle nie wykazywały zainteresowań technicznych ani krótkofalarskich, a miały to na co dzień pod ręką.
Minęła dekada lat 60-tych zakończona strajkami na wybrzeżu, byłem bardzo zaniepokojony, bo żona z córką były wtedy w Pruszczu Gdańskim (żona stamtąd pochodzi). Pojechałem do nich na święta, jeszcze czuć było spaleniznę na dworcu Gdańskim ogólne przygnębienie i szarość. Lata siedemdziesiąte, na razie trochę jaśniej w 1973r., wielka radość, otrzymałem wymarzone mieszkanie, przeprowadzka , instalacja anteny najpierw wzdłuż dachu, ale to bardzo źle działało, zbyt nisko nad dachem, wreszcie dokończyli następny blok i antena G5RV zawieszona między blokami, można wreszcie robić lepsze dyplom sppałączności . W domu pełny komfort, radiostacja zainstalowana we wnęce w przedpokoju, żona trochę marudziła, bo to jest niby miejsce na zabudowaną szafę, ale w końcu się zgodziła, wreszcie można było popracować i coś zbudować. Aby poprawić komfort pracy na CW, zbudowałem elektronowy klucz na dwóch przekaźnikach polaryzowanych i stabilizatorze SG3S było to spore, ale działało super gdzieś to potem podarowałem.

W wolnych chwilach chodzę do klubu SP7KAL, którego jestem członkiem i w którym prowadzę kursy naprawy telewizorów , pracę na radiostacji klubowej. Jestem współzałożycielem, wraz z kolegą Jackiem SP7EVK, klubu harcerskiego SP7ZDS . Jako instruktor wyjeżdżam na obozy harcerskie na Suwalszczyznę do miejscowości Giby nad piękne jezioro. Stamtąd pracujemy z przyczepy, która była częściowo zakryta , zasilanie z agregatu amerykańskiego na 110V z demobilu, do którego trzeba było zastosować autotransformator i podnieść napięcie . Podczas naszego pobytu odwiedzili nas koledzy z Sejn, ale znaków nie pamiętam jednym z nich był kolega Janek .

W połowie lat 70-tych zaocznie w Krakowie przez dwa lata skorygowałem moje wykształcenie z technika mechanika na technika elektronika-specjalność radiotechnika i telewizja. Bardzo mile wspominam pobyty w tym wspaniałym technikum na ul. Zielnej na krakowskich Dębnikach. Po likwidacji ZURiT-u zmieniłem pracę na naprawę radiotelefonów i konserwacje central. Miałem dostęp do lepszych przyrządów pomiarowych i trochę więcej czasu. Powstały nowe konstrukcje, nowy nadajnik do emisji SSB i CW . Było to zrobione na przesuwnikach fazowych, pracowałem na tym trochę. Następna konstrukcja to prosty transceiver na tranzystorach według publikacji SP5QU, było to urządzenie jednopasmowe przerobiłem go na wszystkie pasma ale na 15.i 10 m nie chodziło to rewelacyjnie. ja w bulgariByło to urządzenie tranzystorowo – lampowe driver i końcówka mocy były na lampach odpowiednio 6P15P i QQE06/40.Pod koniec lat 70-tych ukazała się w czasopiśmie Radioamator i Krótkofalowiec wspaniała na owe czasy konstrukcja transceivera pana Węglewskiego SP5WW , ponieważ udało mi się zdobyć oryginalny filtr zakładów OMIG w Warszawie o nazwie PP9 z pilotami podjąłem decyzje o budowie tego urządzenia . Prace ruszyły szybko jeden z kolegów załatwił mi blachę aluminiową na chassis i obudowę, w sklepach tzw. „Komis” można było kupić płytki drukowane i sporo różnych części jak kondensatory rezystory oraz wiele nowych podzespołów, z których można było wymontować sporo wartościowych podzespołów do budowy tego transceivera .
Prace posuwały się szybko podzespoły poszczególnych bloków były dokładnie sprawdzane i uruchamiane, wraz ze mną jeszcze ktoś budował chyba SP7CKU i SP7CKT wszystko było na dobrej drodze. Transceiver został zmontowany przechodził pierwsze próby. Ale jak to bywa w życiu, coś musi zakłócić normalny tok zdarzeń. Przyszedł 13-ty Grudzień 1981r, trzeba było natychmiast przerwać nadawanie, oddać licencję i urządzenia nadawcze. Pierwsza myśl: co robić ? ale refleksja mam dwa urządzenia więc oddać jedno a drugie na razie schować i tak się stało. Przez cały stan wojenny miałem nowiutki transceiver , na którym cały czas słuchałem i dokonywałem przeróbek , dorobiłem klucz na układach cyfrowych, żeby można było pracować ful bk, dorobiłem cyfrowy odczyt z pełnym wyświetlaniem częstotliwości, dorobiony był mieszacz, który służył tylko do sterowania licznika częstotliwości. Układ RiTa został tak przerobiony, że można było pracować ze splitem nawet do 8-kHz . Wszystko dopracowane czekało na zwrot zezwoleń. Ogólnie był to bardzo niedobry czas dla polskich krótkofalowców. Wielu wspaniałych ludzi opuściło kraj, wielu rozstało się z krótkofalarstwem, wielkie spustoszenia, właściwie to do dziś się to czuje w niektórych kręgach starszych nadawców. Ale złe czasy też kiedyś się kończą. Zwrócono licencje, ale dokonano weryfikacji tak, że nie wszyscy je odzyskali, bez żadnego uzasadnienia. Wielu kolegów bardziej wytrwałych pisało odwołania i jakoś dostali licencję, ale wielu porzuciło na zawsze to wspaniałe hobby.

A więc po odzyskaniu zezwolenia, praca na nowym urządzeniu, pracuje wspaniale, komfort pracy idealny, na dachu nowa antena GP na pasma 20 , 15 , 10, m plus W3DZZ między blokami, zwiększa się liczba potwierdzonych krajów. W międzyczasie przyszła na świat druga córka, wspaniała dziewczyna, ale nie materiał na krótkofalowca, zero zainteresowań ojca hobby HI .Czas leci, coraz szybciej piszę o zwiększenie limitu, moc dostaję 250 Watt, robię wzmacniacz na 2razy GU-50 jeszcze większy komfort pracy. Koledzy, pan Tadeusz SP7HT wspaniały dx-men i konstruktor Jurek SP7CVW, Andrzej SP7ASZ, namawiają mnie do wstąpienia do SPDXC, oni też udzielają mi rekomendacji . W 1997 roku z dorobkiem 160 krajów zostaję członkiem SPDXC jako jedyny w Starachowicach. W tych latach byłem trzy razy delegatem zarządu wojewódzkiego PZK na zjazdy krajowe jak również zajęliśmy się reaktywacją działalności klubu krótkofalowców przy Spółdzielni Mieszkaniowej w Starachowicach. Klub SP7PFD działał, z pewnymi problemami, dzięki kolegom Krzyśkowi SP7MfQ, Krzyśkowi SP7MFR, Januszowi SP7MFYoraz Edwardowi SP7EUM. Kilkakrotne przeprowadzki oraz permanentny brak sprzętu nie sprzyjały intensywnej działalności, jednak klub działał cały czas do czasu, gdy podczas pożaru w latach 70-tych uległ zagładzie klub LOK-u SP7KAL, nigdy już nie wznowił działalności, pożar strawił wszystko . W 1988r podjęliśmy próbę uzyskania licencji na pracę terenową radiostacji klubowej z miejsca zgrupowań partyzanckich Armii Krajowej na uroczysku „Wykus”. Tam corocznie w pierwszą sobotę czerwca odbywają się zloty kombatantów AK z całej Polski, w tym miejscu pracowała partyzancka radiostacja , podczas obławy jesienią 1944r zginęła prawie cała ochrona, radiotelegrafista wraz z radiostacją zdołali się uratować, chcieliśmy w jakiś sposób przywrócić pamięć o tych wydarzeniach . Zadania zostały podzielone, ja miałem się zająć uzyskaniem zezwolenia na znak okolicznościowy. Sprawa nie była prosta, zaczęliśmy starania już na jesień 1987r., ale w końcu po oczekiwaniu na szereg decyzji z Warszawy dostaliśmy zezwolenie na dwa dni sobota niedziela i znak SP0AK. Właśnie z tym znakiem były takie problemy, bo po co to AK, a nie może być inny, pytali.

Wyprawa ruszyła namioty pożyczyli nam harcerze reszta wszystko własne agregat spalinowy kolegi Rysia SP7CKW, radiostacja moja SP7CXV, benzyna składkowa, karty własne Krzysiek SP7MFQ, operatorzy Krzysiek SP7MFR , Janusz SP7MFY, Józef SP7CKU, fotograf z7Kazik SP7CKT, było więcej kolegów, ale to było tak dawno, że nie wszystkie nazwiska pamiętam. Na pewno przyjechali koledzy z Radomia z Januszem SP7CDG, ze Skarżyska, Kielc Andrzej SP7ASZ , była piękna pogoda robiliśmy wiele łączności, do dziś mam wiele listów od kolegów z całej Polski z podziękowaniami za naszą inicjatywę i to było chyba najpiękniejsze.

Na „Wykus” jeździmy co roku , nawet był wydawany dyplom za łączności z SP0AK wydawał go w imieniu klubu Andrzej SQ7B ex. (sq7bcg) wielu kolegów taki dyplom posiada. W zeszłym roku wydrukowaliśmy piękne karty, które wysyłamy za łączności z partyzancką radiostacją   SN0AK.

W moich dotychczasowych wspomnieniach nie pisałem nic o UKF-ie. Jest to ta działalność, którą zajmowałem się zawodowo i jako łączność na stosunkowo krótkie dystanse nie wzbudzała we niezbyt wiele emocji, a propagacja, która pojawia się dwa razy w roku, gdzie można słyszeć wiele stacji, trwa krótko, trzeba dysponować dobrymi zestawami anten kierunkowych z możliwością obracania, odbiorcze systemy również muszą posiadać wyśrubowane parametry co jest dosyć trudne do osiągnięcia w warunkach własnego wykonania. Z tych względów prawie nie zajmowałem się łącznością na 2-ch metrach emisjami SSB czy CW.
Inna sprawa to radiotelefony na FM od samego początku jak tylko były możliwości nabycia wycofanych z różnych służb radiotelefonów były przestrajane przeze mnie na pasma amatorskie z początku na kwarcach, potem różne syntezy z początku na TTL-ach potem na CMOS-ach, małe przenośne FM-315 były przerobione na syntezery z wyświetlaniem kanałów, wspierając się nawzajem z Krzysiem SP7MFR wiele tego sprzętu przystosowaliśmy dla potrzeb amatorskich , wiele z nich pracuje do dziś bez żadnych awarii. Teraz posiadam fabryczny radiotelefon FT_350, który używam sporadycznie do rozmów z kolegami, natomiast przestrojony FM-313 na kwarcach jest włączony prawie bez przerwy na kanale 145.550 Mhz który pracuje z anteną GP na dachu. Wracając do KF-u w Radioamatorze pojawił się opis treansceivera na KF na tranzystorach i układach scalonych coś na wzór tzw. płytki Pleseya ,wykonałem całość sprawdziłem i odstąpiłem od dalszych prac przekazując to koledze, który to dokończył i służy mu do słuchania , słyszałem na tej konstrukcji wielu kolegów, sygnały były dobre.

W 1993 r. ukazała się wydana nakładem WKiŁ książka kolegi Andrzeja SP5AHT „Konstrukcje Krótkofalarskie dla zaawansowanych”, wydanie tej publikacji to był wspaniały pomysł , przypomnę młodszym kolegom, że w tamtych czasach nie było Internetu i dotarcie do różnych publikacji było niezmiernie trudne, a tu zgromadzono w jednym miejscu wiele projektów z rysunkami płytek drukowanych jak i opisów technicznych na dodatek były to projekty sprawdzone. Po przestudiowaniu wielu opisów wybór padł na transceiver „CATALINA” według OZ1ETU była to konstrukcja modułowa świetnie nadaje się do odwzorowania, bo można wykonywać poszczególne bloki osobno wszystkie płytki w wymiarach 5/5 cm świetna sprawa. Kiedyś opowiadał mi kolega Paweł SP7SP ex SP7RJK, że to on z kolegą ściągnęli ten projekt do kraju znacznie wcześniej zanim ukazał się w książce. Faktem jest że ten projekt ukazał się w Danii na przełomie lat 87/88 r . Jako próbna została wykonana płytka wzmacniacza mcz wraz z generatorem podsłuchu CW, uruchomiła się bez żadnych problemów za pierwszym razem po podłączeniu napięcia wszystko zadziałało.

W tym czasie przywiózł mi kolega ze Szwecji taki nietypowy magnetowid, było to duże na jakieś nietypowe kasety i widać bardzo mało używane, kolega był zawiedziony, że nie będzie miał magnetowidu i zdecydował to wyrzucić i zostało to u mnie. W wolnym czasie postanowiłem to rozebrać może się coś przyda po rozebraniu okazało się, że był to klasycznie na płytkach cały tor odbiorczy TV i fonia wszystko pionowo lutowane z długim końcówkami masa tranzystorów Philipsa , istna składnica super elementów, a o dobre elementy było wtedy trudno. Moja Catalina została zmontowana w 90% z tych elementów i działa do dziś choć została uruchomiona w1995r.Ten transceiver Catalina to szkielet, został przez mnie bardzo poważnie zmodyfikowany, posiada dwa VFO jeden strojony gałką a drugi helipotem został wyposażony w bardzo mały jak na tamte czasy wyświetlacz częstotliwości na CMOS-ach dodany jest Filtr CW własnej roboty, wzmacniacz wcz na tranzystorach FET z dużym prądem. tłumnik 20-db na CW pełne BK, wygląd jest bardzo zbliżony do IC-740 catalinabo kolega Krzyś SP7MFR już taki miał i na nim się wzorowałem. Radio zostało zrobione jako full band a wszystkie obwody pasmowe przełączane są przekaźnikami które dostałem od SP1FLO, radio ma tylko 25 Watt więc dorobiłem wzmacniacz na trzech GU-50 razem z zasilaczem mieści się w obudowie FM-a lampowego c daje około 250Watt na wszystkich pasmach. Takim zestawem pracowałem do maja tego roku kiedy kupiłem w ramach eksperymentu fabryczny transceiver ICOM 735 jest to niezłe radio ale moja Catalina nieraz czyściej odbiera szczególnie w gdy wiele stacji woła blisko częstotliwości gdzie nadaje DX , radio jest kompletnie przystosowane do emisji cyfrowych RTTYi PSK, VFO jest bardzo stabilne zrobione jako oddzielny podzespół z grubej blachy stalowej razem z przekładnią . Emisjami cyfrowymi pracowałem od dawna jeszcze mam cały komplet do COMMODORE 64 który teraz zastąpiłem p-cetem. Trzy lata temu kupiłem od kolegi Waldka SP7GXP antenę GXP-7 bardzo chciałem mieć antenę kierunkową z porządnym napędem, jestem z niej zadowolony, jak dotąd wszystko działa ok. z początku ludzie z bloku pytali, po co mi takie monstrum, chyba na” Polsat”, jeden nawet chciał też postawić, bo mu „Polsat” słabo odbierał, ale jak się dowiedział cenę, to powiedział, że chyba taniej będzie „kablówka”.

Reasumując zawsze pracowałem na własnym sprzęcie jestem członkiem trzech klubów PK RVG , SP-CW-C. SPDXC wchodzę w skład zarządu Świętokrzyskiego PZK zaliczyłem na GPi W3DZZ 325 krajów no trzy ostatnie na kierunkowej antenie to chyba nie jest zły wynik, tym bardziej, że wcześniej mało zabiegałem o nowe kraje, mamy w Starachowicach czterech członków SPDXC jeszcze dwóch mogło być, ale nie mają czasu wysłać zgłoszenia HI .

wywiad do echa dnia

 

Ja niedawno 09.11.07 obchodziłem 40-lecie pracy na pasmach cieszę się, że przeszkoliłem trochę kolegów, którzy zasilili nasze grono, że

mamy bardzo fajny klub o znaku SP7PFD gdzie 70% to członkowie SPDXC któerego jestem kierownikiem, który na 30-to lecie otrzymał  srebrną odznaką honorową PZK, nadmieniam, że ja również jestem kawalerem odznaki honorowej PZK nr.580. Oraz  w 2009r zdobyłem Honor Roll  5 band DXCC itd.

Moje wspaniałe hobby krótkofalarskie tak podsumowała moja córka , która to przyjechała z rodziną w odwiedziny;- Tato ,po co tak siedzisz przy tych urządzeniach i „titasz” kluczem , skoro w obecnych czasach można dzwonić z komórki na cały świat lub porozmawiać na gadu-gadu albo poprzez Skypea? Pomyślałem sobie:-Czyżby zbliżał się zmierzch krótkofalarstwa?

To by było chyba tyle. Wiele wątków pewnie pominąłem, zresztą trochę się spieszyłem, żeby zdążyć do was to wysłać na czas.

PS.

Na  zjeździe SPDXC 2013r w Szklarskiej Porębie zostałem wybrany do komisji rewizyjnej SPDXC.Wiosną 2018r decyzją klubu SPOTC zostałem z dniem 07.02.2018 r członkiem SPOTC z nr 364 a jesienią w 2018r obchodziłem 50-lecie pracy na pasmach a w 2019r  na zjeździe SPDXC w Ameliówce  głosami delegatów zostałem ponownie członkiem komisji rewizyjnej .

Satysfakcją jest dla mnie że uchwałą Zarządu Głównego PZK na zjeździe delegatów  w dniu 05.09.2020 zostałem odznaczony złotą odznaką PZK co w pewnym stopniu podsumowuje moją skromną działalność na rzecz propagacji i rozwoju wspaniałego krótkofalarskiego hobby.

Starachowice 23.11.2007 zmodyfikowany  w Październiku 2020r

PS. Nigdy nic nie pisałem to proszę wybaczyć jak coś nie jest tak.

Poprawiony: czwartek, 01 października 2020 01:06